Grubą kaszę jaglaną jęczmienną ugotowałam na wodzie ok. 20 minut. Pod
koniec dolałam trochę syropu z brzoskwiń. Zaczęłam miksować blenderem,
po chwili dodałam łyżkę ricotty, zblendowałam. Brzoskwinię pokroiłam w
kostkę, na to ułożyłam krem, na to daktellę (najlepszy wynalazek na
świecie i taki prosty) i posypałam żurawiną.
Przepraszam za tą nieśniadaniową porę i nieśniadaniowy wpis, ale to chyba najlepsza rzecz, jaka mi ostatnio wyszła. I nawet zdjęcie jakoś wyjątkowo to oddaje. Gęsta, kremowa, słodko-kwaśna, otulająca. W sam raz na pożegnanie z chorobą. Jak najlepszy deser. I, choć może trudno uwierzyć - sugarfree, oprócz tych naturalnych występujących w owocach. W ogóle rzadko gdzie daję cukier, dzisiejsze poranne kanapki to był wyjątek.
Muszę dodać daktyllę do jutrzejszego śniadania :D
OdpowiedzUsuńKrem z kaszy jaglanej brzmi całkiem smakowicie. I słodko, biorąc pod uwagę, że były tam i brzoskwinie, i ta cudowna daktella.
OdpowiedzUsuńNo, no, ten krem brzmi OBŁĘDNIE :)
OdpowiedzUsuńtaki krem to bym zjadła, w sumie dawno tej kaszy nie miałam... pysznie u ciebie nawet na kolację ;D
OdpowiedzUsuń