czwartek, 31 października 2013

243. czyściciel lodówki


Jakoś wyjątkowo podoba mi się jak ta owsianka dziś się prezentuje :) Dziś nie straszę. Bynajmniej nie rano. Jadę do domu, nie kupowałam nic do przygotowania halloweenowego śniadania - za to do tej owsianki użyłam wszystkiego, co mi zostało. Uwielbiam takich czyścicieli!

Przede mną ok. 5 (możliwe, że więcej...) godzin w autobusie (obym tam w ogóle wsiadła) z Chłopami, no i okazjonalnie jakimiś czasopismami (smutno mi, bo obiecałam sobie, że nie wezmę innych książek od Chłopów, żeby ich w końcu przeczytać - zanudzę się na śmierć).

Ale słońce świeci, jadę do domu - cieszę się! Miłego dnia dla Was też :)

środa, 30 października 2013

242. ekonomiczne, zdrowe i bez cukru! ciasto bananowe w słoiku


Chyba zakochałam się w patencie pieczenia w słoiku po maśle :) To lepsze niż owsianka w nim! 
Uwaga: do ciasta nie dodałam żądnego cukru, jest słodkie dzięki bananowi i jabłkom. 

/przepis
ok 60g mąki kukurydzianej
1 banan
1 jajko
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej (ja dodałam pewnie więcej bo zapomniałam czy dodawałam i dlatego tak wyrosło)
cynamon
mleko do konsystencji (gęstej)
 mus jabłkowy

Piekarnik nastawiamy do 180 stopni. Banana rozgniatamy widelcem. Dodajemy do niego jajko, mieszamy. Dodajemy resztę suchych składników i mleko, mieszamy. Przekładamy do słoiczka pół ciasta. Wtedy nakładamy 1-2 łyżki musu. Przekładamy resztę ciasta. Pieczemy do suchego patyczka (ok. 30-40min)

mus jabłkowy: (przygotowany dzień wcześniej)
jabłko(a) - zależy ile chcemy ale uprzedzam, mus pyszny! kroimy w kostkę, posypujemy cynamonem i zalewamy wrzątkiem. gotujemy do zmiękczenia i wsiąknięcia większości płynu (u mnie 2 jabłka gotowałam ok. 20 minut). w razie czego można odlać płyn. miksujemy na gładką masę.


Znowu dziś wstałam jakoś wcześniej. I nie mogłam spać. I chyba faktycznie jutro nie pójdę do szkoły, tylko pojadę do domu.

wtorek, 29 października 2013

241. cynamonu nigdy dość


Śniadanie prawie całkowicie zgapione od wczorajszego Blathin - nic nie poradzę, że zakochałam się jak tylko je zobaczyłam. Jednak jakoś tam na mój sposób. Mus jabłkowy z cynamonem (bez cukru!) zrobiłam wczoraj i jeszcze trochę mi posłuży. Do tego obowiązkowo druga dawka cynamonu i jestem w niebie - szczególnie, że dziś na trzecią lekcję.

Wczoraj spałam. Długo spałam. Nie poszłam na warsztaty, mówi się trudno. Za to byłam z koleżanką na filmie "Płynące wieżowce" w TR Warszawa - wstęp wolny, przedpremiera. Było tak dużo ludzi, że siedziałam na schodach. Czy warto? Film niezły, jak na Polskę bardzo kontrowersyjny. Końcówka bardzo wymuszona i za to poleciała mu moja ogólna ocena.

Zastanawiam się, czy w czwartek iść do szkoły i wtedy w biegu (znowu) lecieć na autobus do domu, w którym może już nie być miejsc i kiedy będą masakryczne korki. Czy do niej nie iść i jechać o 11 z większym prawdopodobieństwem, że dojadę wygodnie i na czas. Nie wahałabym się ani chwili, gdyby nie moje wiodące przedmioty tego dnia - fakultet z wosu i historia x2. Pewnie decyzję podejmę dopiero jutro - aczkolwiek chyba (jak mówiła Sanma wczoraj :*) powinnam się wyzbyć swojego perfekcjonizmu i takiej dużej kontroli i planowania i po prostu raz sobie odpuścić.

poniedziałek, 28 października 2013

240. karmelizowane kaki


Weekend minął jakby go nie było. Jak to powiedziała kiedyś moja koleżanka - jestem po nim bardziej zmęczona niż po tygodniu. Wczoraj cały dzień wkuwania 100 pojęć średniowiecznych z historii na zmianę z nauką tekstu na francuski. Nie mogłam spać całą noc. A poszłam spać o 22. Fajny początek naprawdę koszmarnego, zabieganego dnia. Zastanawiam się z czego zrezygnować - warsztatów (najprędzej), treningu (nigdy w życiu), czy nauki do sprawdzianu (słabe ale też możliwe). A może znowu ze snu?

niedziela, 27 października 2013

239. dla miłośników awokado


Którym stanowczo jestem ja! Jestem wprawiona w robienie bezjajecznych pancakes, nawet bardziej niż jajecznych, nie mniej jednak ta wersja robiła się najprościej na świecie - to chyba zasługa mąki. Co śmieszniejsze - lepiłam je w dłoni, jak kotlety.

/przepis
mąka kukurydziana (stawiam, że ok. 1/2 szklanki)
pół łyżeczki sody oczyszczonej
1/3 awokado
łyżka płatków migdałowych
łyżeczka oleju
cynamon
mleko do konsystencji

wszystko mieszamy do osiągnięcia gęstej, plackowej konsystencji. smażymy na rozgrzanej patelnii z dwóch stron.


Już wyjaśniam o co chodziło mi wczoraj. Tak więc byłam na castingu do spotu fundacji Itaka na temat depresji u młodzieży. Ostatnio na warsztatach powiedział o tym mój prowadzący, zapisaliśmy się wszyscy. Kompletnie o tym zapomniałam, dopiero przypomniałam sobie jak do mnie w piątek zadzwonili. Zdziwiłam się, bo na wczorajsze spotkanie umówili naprawdę niewiele osób (4 dziewczyny) - nie wiedziałam na jakiej podstawie wybrali z naszej 10-osobowej grupy, głosu, według listy? Okazało się, że był jakiś tajemniczy precasting na którym mój prowadzący nas polecił. Spotkanie było w Starbucksie (znowu!). Postawili nam kawę... Cóż, niestety się nie dostałam, chyba zapeszyłam. Aczkolwiek było blisko, bo nie wybrali nas od razu - musieli się zastanowić, mieli zadzwonić po pół godziny, zadzwonili po ponad godzinie. Mi powiedzieli, żebym była ciągle gotowa między 18 a 19, bo jakby coś nie wychodziło - wchodzę do gry. Oczywiście nie dzwonili, ale trudno. Cieszę się, że tak czy inaczej wzbudziłam czyjeś zainteresowanie, że zostałam doceniona. No u teraz jestem w ich bazie jakby potrzebowali kogoś. Co prawda 250 zł przeleciało koło nosa... no ale to mogłoby być śmieszne gdyby moi znajomi zobaczyli mnie w telewizji i pomyśleli, że mam depresję :D
 

sobota, 26 października 2013

238. reese's wersja n-ta


Już nawet nie wiem kogo podać za inspirację, bo każdy (jak widać) ją robił i robił ją inaczej. I ja również. Dodałam do płatków i otrębów jakieś 2 łyżki kakao, nie dodawałam jajka. Do tego cały rozgnieciony banan i czarna melasa do smaku. Dużo masła orzechowego, oraz trochę sody oczyszczonej - niepotrzebnie, bo i tak owsianki było dużo.

Jak tam uczciliście wczorajszy Makaronowy Dzień? U mnie kokardki z sosem szpinakowo-jogurtowym i dobrym, żółtym serem. Najprościej i najpyszniej! Szczególnie, że wieki nie jadłam kokardek - a ostatnio dorwałam takie pełnoziarniste.

Pumpkin spice latte była pyszna. Nawet pozwoliłam sobie na bitą śmietanę. Niestety, bez koleżanki, która "umierała w domu od bólu brzucha", za to z książką! Uwielbiam tak miło spędzać popołudnia i jestem totalnie samowystarczalna, ludzie nie są mi do tego potrzebni. Nie zawsze przynajmniej.

Dziś być może coś wyjdzie. Na razie nie będę zapeszać :) Więcej napiszę jutro. Jeżeli wyjdzie nie będę miała czasu na pisanie wypracowania historycznego, ale mówi się trudno -  taka okazja często się nie zdarza. Ok, milknę!

piątek, 25 października 2013

237. nagroda


Nagroda - wczoraj zrobiłam dosyć intensywny trening, więc sobie zasłużyłam, a co ;) Pewnie przy niektórych z Was to pikuś, no ale nie ma co porównywać, tylko brać się do roboty. Poza tym w końcu się wyspałam - na pierwszych lekcjach mieliśmy mieć (jakże maturzystom przydatny!) wykład na temat bakterii chlamydii (nie pytajcie). Dlatego w tym momencie zastanawiam się, czy iść na informatykę, czy dopiero na geografię (czyli na godzinę 12). Czas pokaże. Potem (mam nadzieję) na pumpkin spice latte do Starbucksa i zaczynamy weekend. Niestety wcale nie tak przyjemny, bo muszę się wziąć za 3 wypracowania. Ale już się przyzwyczaiłam.

czwartek, 24 października 2013

236. instant cynamonogruszka


*Kroisz gruszkę (polecam też jabłko) na kawałki, zasypujesz cynamonem, mieszasz, dobrze dodać sok z cytryny. Wstawiasz do mikrofalówki na 3 minuty. Dobrze robić to w naczyniu żaroodpornym przykrytym - wtedy trochę odparuje, ale bez tego też jest ok, więcej "soczku".

Stanowczo się zasłodziłam tym śniadaniem.

Lecę na pierwszy (po 2 miesiącach nauki) fakultet z wosu - moja szkoła to potrafi zapewnić przygotowanie do matury!

środa, 23 października 2013

235. dwie królowe


Królowa Dynia i Królowa Owsianka oczywiście :)

Ogromna ochota na minimalizm. Pierwszy raz ugotowałam idealną owsiankę wg instrukcji Elin - niczym kuchnia przemian, co można dodawać kiedy. Pierwszy raz owsiankę posoliłam. Chyba nie muszę mówić jaka była pyszna.

Tak jakby prowadzę swój własny dyniowy tydzień. Który zaczął się w tamtą środę i został przerwany jednym niedyniowym śniadaniem. Cóż, nigdy nie mówiłam, że nie jestem hipsterem.

wtorek, 22 października 2013

234. ciągle ta dynia...


/przepis
Oddzielić 2 żółtka od białek. Żółtka wymieszać z 1 czubatą łyżką puree dyniowego, dodać 1 płaską łyżką mąki kukurydzianej i 1 płaską łyżką otrębów pszennych, doprawić gałką muszkatołową. Białka ubić na sztywną pianę ze szczyptą soli i sody oczyszczonej. Delikatnie wszystko wymieszać. Na nagrzaną patelnię położyć kawałek masła, po czym szybko wyłożyć masę omletową. Smażyć z obu stron.

Nie wierzę w to, jak wcześnie dziś wstałam. Już rozumiem o co Wam chodzi z tym porannym światłem. Obudziła mnie moja współlokatorka (a mam taki słaby sen, że śpię w zatyczkach - kolejny powód dlaczego chcę mieszkać sama) wychodząc ze swoim chłopakiem o 6:30. Dobra, wstałam, zaczęłam sobie przygotowywać omlet, po czym wróciła - na pytanie, czemu wstała tak wcześnie, odpowiedziała "a tak sobie spacerujemy" i poszła spać. Cóż.

Zelda napisała kiedyś: "bardzo trudno jest być dwiema zwykłymi osobami naraz, jedną, która chce się rządzić własnymi prawami i drugą, która chce zachować wszystko to, co dawne i miłe, i być kochana, bezpieczna, chroniona."

poniedziałek, 21 października 2013

233. kluchy


*roztopionym, mała literówka mi się wkradła

/przepis
100 g twarogu (u mnie chudy)
1 jajko
szczypta soli
1 łyżka puree z dyni
3 czubate łyżki mąki kukurydzianej 
(i teraz - kluski były dla mnie zbyt kukurydziane i za mało dyniowe, więc gdybym miała ponowić przepis dałabym więcej puree, być może kosztem jajka, bądź mąki - wtedy dłużej trzeba wyrabiać)

Rozgniatamy twaróg z jajkiem i puree, dodajemy sól i stopniowo mąkę - wyrabiamy gładkie, odchodzące od ręki ciasto.

Normalnie też podsypałabym blat mąką i wycinała kopytka, jak moja mama, ale nie miałam czasu, żeby tego wszystkiego sprzątać, więc odrywałam po prostu kawałki ciasta, robiłam kuleczki i wrzucałam do wrzącej wody. Gotujemy do wypłynięcia.

Jeżeli ktoś będzie chciał to przepis wrzucę później, bo jak zwykle jestem spóźniona.
W końcu jednak kupiłam sobie książkę, która łączy przyjemne z pożytecznym i do której wciąż chce mi się zajrzeć - biografię Zeldy Fitzgerald. Wykorzystam ją do swojej prezentacji maturalnej.

Chciałabym skomentować jedną rzecz, ale chyba się powstrzymam. Zamiast tego polecam poczytać Tuwima.

niedziela, 20 października 2013

232. owsiany dyniowy uśmiech



*suszone mango dodałam pokrojone w małe kawałki kiedy zalałam płatki wrzątkiem
**zamiast podgotowanej dyni po wchłonięciu płynu dodałam łyżkę puree


Uwielbiam filmy. Uwielbiam też książki, ale na nie trzeba mieć czas, chęć i nie być zmęczonym. Poza tym będąc w szkole, w dodatku w maturalnej klasie, jestem obłożona Chłopami i Jasienicą, niż tym, czym bym chciała. Filmy są mniej skomplikowane. Film można włączyć po męczącym dniu, będąc zakopanym w kołdrze. Film może tak wciągnąć, że pomimo zmęczenia można go oglądać do 1 w nocy, czyli notabene do tej, o której wraca współlokatorka z jakiegoś "supermelanżu" (chyba się nie udał). Uwielbiam filmy offowe. Uwielbiam filmy francuskie (których większość nie znosi). Uwielbiam tzw. hity Hollywood, ale stare - od lat 70 do 90. W końcu uwielbiam filmy, które mnie zaskoczą, albo w jakiś sposób zaczarują - o których będę myśleć później.


Polecam :)


sobota, 19 października 2013

231. dynia i ananas


/przepis
Rozbełtujemy 1 jajko. Dodajemy łyżkę puree dyniowego, cynamon, dokładnie mieszamy. Maczamy w tym pokrojony (u mnie w krzywe, średniej wielkości kostki - to nie ma znaczenia jak) czerstwy chleb. Foremkę natłuszczamy. Wkładamy do połowy część chleba, dociskając, dodajemy kilka kawałków ananasa (w kostce, u mnie świeży, ale z puszki też się nada), a na to kolejną warstwę chleba (również dociskając). Posypujemy z wierzchu cynamonem, wstawiamy do nagrzanego piekarnika (180-200stopni) na 15-20 minut. Podajemy z masłem orzechowym, czy czym tam chcemy.

Nie ma to jak ubić interes i kupić leginsy, które w finale zwisają w połowie ud... Niech wszyscy święci się cieszą, że miałam długi sweter. I w dodatku bez możliwości zwrotu (która być miała). Pamiętajcie - jak ktoś sprzedaje fajne leginsy, to znaczy, że nie są fajne. Leginsy zawsze się przydają. Najlepsze jest to, że teraz przekazuję tę "gołodupną" (jak to moja mama nazwałą) klątwę dalej - i stracę na tym przetargu 10 zł. Mówi się trudno!

Poranek mija mi przy oglądaniu mieszkań. Moja mama chyba skapitulowała, czas wziąć sprawy w swoje łapki. Naprawdę, marzę już o własnym mieszkaniu, gdzie będę mogła rozsypywać cynamon i go po sobie nie sprzątać i przejść nago z pokoju do łazienki.




Tak mi się zachciało zarzucić "inspiracją". Macie Tumblr? Mój: http://yoursknees.tumblr.com

piątek, 18 października 2013

230.



Właściwie prawie całkowite zgapienie - wiedziałam, że muszę ją zrobić jak tylko ją zobaczyłam. Że jest idealna dla mnie. Bo jest. Wiem, chamski odpowiednik - cukier wanilinowy - wcale nie dodał waniliowego smaku. Niestety, wczoraj zdecydowałam się dosyć późno zawitać w sklepie i okazało się, że moi super-fancy-sąsiedzi (na pewno Jacyków) wykupują laski wanilii na pniu. Więc miałam do wyboru znany mi cukier, albo aromat z masą EEEE. 
 

czwartek, 17 października 2013

229. dziecinne jedzenie


/przepis
kluski: 
3 łyżki mąki pszennej pełnoziarnistej
1 łyżka puree dyniowego
 mleko do konsystencji - gęstej, ale nie do końca - tak pomiędzy pancakes a naleśnikami

Wszystko mieszamy

Mleko z wodą (u mnie wyszło w proporcji 1:2, choć lepsze byłoby 1:1), z cynamonem i łyżeczką syropu klonowego doprowadzamy do wrzenia. Nakładamy kluski małymi łyżeczkami i gotujemy do wypłynięcia. Dodajemy porządną łyżeczkę masła orzechowego i mieszamy. W sumie masło można dodać przed "kładzeniem" klusek, bo wtedy lepiej się rozpuści - kto co woli.

Czemu taki tytuł? Tak mówi moja mama. Uważa, że ja wprost uwielbiam "dziecinne jedzenie". I w sumie to ma rację. Czytaj - zupy kremy, delikatny makaron z dynią, delikatna zapiekanka ziemniaczana z serem. Równocześnie uwielbiam ostro przyprawiać, co się trochę ze sobą kłóci :)

Pierwsze ćwiczenia za mną. Mel B. Ma super fantastyczną energię i o wiele bardziej mi się podoba sposób w jaki prowadzi trening. Żartuje, wszystko dzieje się nad basenem, szumi ocean - o wiele lepiej od sztywnego studia Chodakowskiej. Jem również lżej, nie będę oszukiwać. Już jakiś czas temu (no właściwie od września) jem sobie zdrowiej, ale teraz ograniczam też węgle. 

Jak na złość mi dziś znowu coś nie działało - onet miał jakiś błąd i nie mogłam pobrać zdjęcia. Przesłałam to sobie na gmaila (a z gmaila wcześniej na onet) i jeszcze nie dotarło. Musiałam robić printscreena... no ale mniejsza, śniadanie jest :) Macie obok kawę cynamonową, od której się uzależniłam.

środa, 16 października 2013

228. zielona dynia?



Moje zmiany:
150 g sera do serników
czubata łyżeczka ricotty (tyle mi zostało)
ok. 4 łyżeczki puree z zielonej dyni*
łyżeczka syropu klonowego
łyżeczka cynamonu
 łyżka kaszy manny

Wszystko mieszamy, przekładamy do kokilki wyłożonej papierem do pieczenia, pieczemy w 180 stopniach 30-40 minut, do suchego patyczka.

*Wchodzę wczoraj do warzywniaka. Nieufnie patrzę na zieloną dynię, ogromną. Jest pomarańczowa? Nie ma. A czym się różni ta zielona? Jest słodsza. To poproszę. Ale taki mały kawałek. A jaka jest w środku? *pan powoli przekraja dynię* A to w sumie większy.

Zielona dynia skrywa ostro pomarańczowe wnętrze. I pachnie jak pomelo. Większość już przerobiona na puree, dlatego oczekujcie dyniowych śniadań.

wtorek, 15 października 2013

227. smażona owsianka i kryzysy


*smażona owsianka - bo prawie tak smakowały. Poza tym cholernie trudno było je usmażyć, przewracałam jakieś 5 razy, może jednak zaprzyjaźnię się z jajkiem?

Prawda jest taka, że wczoraj chciałam odejść. W roboczych mam zapisaną notkę pożegnalną. Odezwały się moje demony z przeszłości (normalnie mówię jakbym była Dexterem) i okazało się, że nadal ze mną są. Jak długo bym z nich nie wychodziła. Byłam gotowa znowu sobie pogłodować, kiedy w końcu stanęłam prawdzie w oczy - mojej wadze, mojemu bmi. Unikałam tego tematu jak ognia od kiedy przestałam się odchudzać, wizyta u pielęgniarki na bilans była dla mnie katorgą.

Wczoraj zjadłam naprawdę mało. Nawet sobie podliczyłam, podeszłoby pod dietę 1000kcal. I taki miałam plan na nadchodzący czas. A nawet bardziej radykalny - soutch beach, kopenhaska, lemon detox. Ale wczoraj, jakiś impuls kazał mi zalać wrzątkiem płatki owsiane. Zaczęłam sobie przeglądać fb Ewki Chodakowskiej (która swoją drogą mnie denerwuje tym, że jest wszędzie) i stwierdziłam (co uświadamiałam sobie przez te 2 lata, a teraz musiałam zrobić to samo na nowo przez dobę), że głodówką daleko nie zajdę. Co więcej, będę znowu nieszczęśliwa, znowu będę miała problemy, a umówmy się - w tym roku, w związku z maturą, trochę źle dobrałam sobie czas. Stwierdziłam, że powinnam przestać mówić "jestem zmęczona, nie mam czasu" i zabrać się do roboty. Będę ćwiczyć. Mam nadzieję, że mi się uda. W związku z tym czy moglibyście mi polecić coś na yt?

Jeżeli chodzi o zmiany na tym blogu - może minimalne będą. Mniej produktów, więcej minimalizmu. Wczoraj pisałam, że mam dosyć wydziwiania, wymyślania, żeby udowodnić coś nie wiadomo komu. Jak będzie ochota na wydziwianie - wydziwię. Kiedyś może zjem na śniadanie wafle ryżowe. W końcu kiedyś coś takiego tu robiłam i nikt nie zgłaszał pretensji.

Kto wie, może jednak zdecydowałabym się zawiesić. Jednak na mojej decyzji zaważył dziś rano przeczytany komentarz (szkoda, że nie zrobiłam tego wczoraj!) od Anonimowej - Sam. Dziękuję Ci pięknie za te słowa :) Wam wszystkim też, końcówką mojego "pożegnania" było to, że jesteście fantastyczni.

Nie mogła to chyba być bardziej szczera notka. Aż chyba nie pójdę z tej okazji na matmę.

poniedziałek, 14 października 2013

226. bananowo-kakaowy serniczek


Nie wiem czy jutro będzie śniadanie. Mam znowu problemy z telefonem - padły dwie ładowarki na raz. Pożyczyłabym od kogoś w szkole, ale dziś to kino i nikt na dłużej nie chce mi pożyczyć "ich dziecka". Poza tym nie wiem czy to już kwestia ładowarki bo dwie pod rząd to jednak lekka przesada. Rano komputer też mi odmawiał posłuszeństwa.

Jest źle, coraz gorzej. Nie widzę już za bardzo sensu. Chcę wrócić.

niedziela, 13 października 2013

225. na ponurą niedzielę


Od dawna miałam w głowie tak klasyczne połączenie smaków. Rany, jakie to było pyszne! Pęczak jest chyba moją ulubioną kaszą.

Najwidoczniej "ostatni piękny weekend tej jesieni" ominął Warszawę. Miało być 18 stopni i słońce. Wczoraj nie było, miało być dziś. A gdzie tam! Dlatego poranny chill wskazany, potem zabieram przyjaciółkę na lunch (jak to brzmi),  no i czeka mnie masa spraw do załatwienia, jako że wczorajszy dzień średnio funkcjonowałam. Jutro niby wolne, ale z samego rana na Wałęsę z klasą, a potem moje warsztaty. Kiedy ja mam się uczyć? (ha ha) W dodatku czyżbym miała być (w końcu) chora?

Without even thinking about it, I used to be able to fly. Now I'm trying to look inside myself and find out how I did it.

Będę się zażarcie kłócić z każdym, kto mi powie, że mangi są głupie. To jedne z najmądrzejszych i najpiękniejszych bajek - a w gruncie rzeczy słowo "bajka" też niewiele to oddaje.


sobota, 12 października 2013

224.


Jak dla mnie po imprezie najlepsza jest albo gorąca owsianka, albo jajka. Obie pozycje delikatnie pobudzają organizm do pracy i nie atakują tak "zmasakrowanego" żołądka :) Dzisiejsza owsianka - kremowa, słodka, kwaśna. 

Wczorajszy wieczór, jak zwykle, kiedy jestem z moją przyjaciółką, zakończył się kompletnie kosmicznie i nieoczekiwanie. Zaczęłyśmy od grzecznego pójścia na frytki do Okienka (wszyscy jeżeli będziecie kiedykolwiek w Warszawie pędźcie tam ile sił w nóżkach - najlepsze belgijskie, może nie do końca zdrowe, ale niewątpliwie przepyszny fastfood, domowe sosy o genialnych smakach i superniska cena za którą najecie się po uszy), potem drinki i hop do klubu na bałkańskie elektro. Powitałyśmy tam pustkę - a zapisało się ponad 500 osób na fb - ale po chwili cały parkiet był zapełniony. Później nieoczekiwanie trochę dalej, jak wyszłyśmy się przejść, spotkałyśmy naszego znajomego z Augustowa - świat jest mały. Z którym się trochę nienawidziłam swoją drogą. Był z wujkiem (również dziwna sprawa), skończyliśmy imprezując nadal na ich koszt - wróciłam do domu o 4. W międzyczasie oczywiście działo się jeszcze maksymalnie dużo innych dziwnych rzeczy. Nigdy nie spodziewałabym się takiego zwrotu akcji. Normalnie chyba materiał na film haha!

Dziś miała być piękna pogoda i cieplutko, gdzie jest moje słońce, gdzie jest moje ciepło?

piątek, 11 października 2013

223. idealne ciasto marchewkowe - z kaszy manny


/przepis
1 porcja
1 duża marchewka
3 czubate (nawet ponad) łyżki kaszy manny
1 jajko (L)
mleko do konsystencji
 cynamon w dowolnej ilości
pół łyżeczki sody oczyszczonej
syrop klonowy do smaku (można zastąpić cukrem/syropem z agawy itd)
coś na wierzch - dowolne orzechy, ziarna, czekolada itd

Niewielka filozofia - marchewkę tarkujemy, wszystko mieszamy. Konsystencja nie jest zbyt zwarta. Przekładamy do natłuszczonej foremki, na wierzch wtykamy orzechy. Pieczemy w 180 stopniach  przez ok. 30-35 minut, do suchego patyczka.

Przepis mój autorski. No dobra - najpierw wpisałam "semolina carrot cake" - czy to w ogóle wyjdzie? Wyszło. Idealnie. Jeżeli szukacie ciężkiego, wilgotnego, aromatycznego ciasta marchewkowego - to jest właśnie to! A zawdzięcza to nie masie mąki (jak widzicie nie ma tu żadnej), tylko dużej ilości marchwi i spulchnionej kaszy. Do tego wyczuwalny posmak syropu klonowego, orzechy w czekoladzie (z Rossmana - Des Exquiste, już zjadłam) i jestem w niebie :)

Piątek - dwie kartkówki, a potem upragniona wolność. Przez prawie 3 dni, bo w poniedziałek rano idziemy z klasą do kina na Wałęsę (obecność obowiązkowa). Dziś przyjeżdża tu moja przyjaciółka, co prawda nie tyle do mnie, co do chłopaka - ale spotkamy się! Więc nie wiem jak potoczy się ten wieczór, oby dobrze :)

czwartek, 10 października 2013

222. wpadła gruszka w naleśnika


Hahaha gwiazdka jak z ulotki dołączonej do opakowaniu. Proszę skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą przed spożyciem :)

Na te śniadanie wpadłam dwa dni temu, kiedy na obiad pochłonęłam bakłażana w cieście. To moje pierwsze podejścia do takowych (sic!), oprócz bananów, które pamiętam, że tata kiedyśtam robił. Na banany przyjdzie pora - teraz gruszki. Najlepsza, najsłodsza, ekologiczna, otulona cynamonowym ciastem. Do tego ricotta i syrop klonowy, bez którego nie wyobrażałam sobie tego śniadania - dlatego tak długo z nim zwlekałam. Zdecydowanie najlepsze śniadanie w ostatnim czasie!

Dziś przyszykowałam sobie zupełnie letnie rzeczy, patrząc na wczorajszą pogodę (idealnie mi się jechało na warsztaty rowerem - i znowu ci fantastyczni ludzie!) a tu rano, o, proszę, ciemno, zimno. Więc przewrócić całą szafę do góry nogami! Mam dobry humor, nie wiem czemu :) Miłego dnia!

 

wtorek, 8 października 2013

220. kręci w nosie


Zawsze wszędzie nawalę tego chili a potem się dziwię, że mam rozmazany makijaż ^^

Po sprawdzianie - więc już z górki. Do następnego. Chyba już zacznę się uczyć. Tylko co jak wszystkiego zapomnę do matury?

poniedziałek, 7 października 2013

219. frustracja


Wróciłam. W walizce oprócz prania przytargałam mnóstwo marchwi i owoców.

Nie idę na dwie pierwsze lekcje. Dziś mam gigantyczne zaliczenie ze starożytności i po prostu wiedziałam, że to nie może się udać po weekendzie w domu. Niby stopniowo się do tego przygotowywałam od dawna + autobus + pociąg, ale to niestety nic nie dało. Jeszcze wczoraj wieczorem wkurzyli mnie z UPC żądając wysokiej kwoty (wszystko się wyjaśniło, nie mniej jednak...). I nawet zdjęcie mi się nie udało. Brutalny powrót do rzeczywistości? Pogoda potwierdza.

niedziela, 6 października 2013

218. mamine


Jajka sadzone na salsie pomidorowej
Grzanki z kozim serem

I poimprezowe :D Strasznie się stęskniłam za moimi przyjaciółkami. I za naszymi imprezami. Wczorajsza skończyła się całkiem szybko - wszyscy padliśmy wpół do pierwszej, czy drugiej. No i już powrót. Szybko minęło i naprawdę nie zrobiłam nic. Ale nie żałuję.

sobota, 5 października 2013

217. nie polaroid / amerykańskie pancakes


Amerykańskie pancakes z syropem klonowym
Latte macchiato z cynamonem


Jestem w domu :) I już na śniadanie zaserwowałyśmy sobie najpyszniejsze, najbardziej przez nas ulubione (i tak rzadko jedzone) - prawdziwe, amerykańskie, puchate pankejki! Nie mam tu żadnego programu graficznego dlatego zdjęcie przerobione przez iphona - w sumie  tak mi się nawet podoba. Może czas zmienić koncepcję bloga?

Jest fajnie. Jechałam piekielnie długo - godzinne opóźnienie, przez co musiałam cały czas przekładać wyjście na piwo. Ale przynajmniej pouczyłam się historii. Kolację zjadłam w biegu o 21:30, nawet nie miałam czasu, by skosztować fantastycznych owoców pod kruszonką, jakie zrobiła mama. Spotkanie się udało. Jak to moja przyjaciółka powiedziała "nawet pomimo tej przerwy czuję się tak jakbyśmy spotkały się wczoraj".

Dzisiejszy plan: szmaty (zawsze koniecznie!) - kosmetyczka - może jakiś spacer, może rower - i na imprezę. Mało czasu. Naprawdę. Ale fajnie być w domu.

piątek, 4 października 2013

216. amarantus i karmelowe jabłko


(bez tych wszystkich przypraw bo niestety nie miałam, przy miksowaniu jabłka dodałam płaską łyżkę kajmaku orzechowego)

*To-coś czarne to karmel, który wypłynął - nie spaliłam, żeby nie było :D

Madzia - uwielbiam Cię. To było fantastyczne. Przypomniałaś mi dzieciństwo, jak mama robiła mi "rogaliki pani Zosi" z musem jabłkowym (pani Zosia to taka starsza pani, która codziennie chodzi z psem po całym osiedlu i gada z każdym - czasami wychodzi np. z papilotami na głowie). Może nie do końca ciasto (czy ciastko?) ma strukturę rogalika, ale mus - jak najbardziej!

Wczoraj spotkałam się na kawie z koleżanką, której dawno nie widziałam (mamy szkoły niedaleko ale obie jesteśmy obładowane pracą - bywa, właściwie u nas tak zawsze, że widzimy się kilka razy do roku). Pretekst - kupiłam od niej spódniczkę. Ale jak już się spotykamy to jest naprawdę świetnie, bo jesteśmy trochę mentalnymi bliźniaczkami. Dziś mam kolejne takie spotkanie - wieczorem, w domu, idę na piwo z przyjaciółką (?), która za coś się obraziła (praktycznie mi tego nie tłumacząc) i nie widziałyśmy się całe lato, kiedy tam byłam. Jak będzie? Mam nadzieję, że fajnie :)

Teraz lecę do szkoły. Od razu po niej lecę na autobus, obładowana mnóstwem rzeczy do prania. Nie biorę laptopa. Mam ciekawsze zajęcia - chcę ten weekend wykorzystać optymalnie - z przyjaciółmi, z rodziną, z historią. Śniadania pewnie wrzucę, ale z laptopa mamy, gdzie nie ma photoshopa - spodziewajcie się jakiejś gorszej jakości jak będę musiała przerabiać w paincie (ha ha ha).

czwartek, 3 października 2013

215. wszystkie kolory jesieni


Dawno nie wyszła mi tak pyszna i kremowa owsianka. I jeszcze kompletnie bez słodzidła, jakiegokolwiek. Te śliwki są mistrzowskie! Koniec reklamy.

Wczorajsze warsztaty dziennikarskie (telewizyjne) uważam, za najbardziej udane ze wszystkich, które do tej pory były. Pojechałam na nie piekielnie zmęczona, po 2 godzinach wróciłam roześmiana i jakby uzdrowiona. Najlepsza terapia - działanie. To tylko podkreśla, że jestem ekstrawertykiem (robimy w szkole MBIT, ciekawa rzecz, może jak będę miała więcej czasu to o tym opowiem). 

EDIT: Wczoraj stuknęło mi 30 tysięcy wyświetleń. Wszystkim bardzo dziękuję :)

środa, 2 października 2013

214. ciasto czekośliwka


/przepis
hej, wymierzyłam!
ok. 60g mąki pełnoziarnistej
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1 czubata łyżeczka kakao
1 czubata łyżka czarnej melasy
3 śliwki
1 jajko 
mleko do konsystencji

śliwki pokroić w kostkę, wszystko wymieszać, piec w natłuszczonej foremce pół godziny (do suchego patyczka)


Pisane wczoraj pomiędzy stosem notatek z historii. Tak naprawdę - pierwszy raz u mnie takie połączenie, tak wychwalane na Waszych blogach. Jeżeli ktoś będzie potrzebował przepisu, wrzucę potem, bo muszę lecieć na tenże sprawdzian. Budzik nastawiony na 15 minut wcześniej, może to mnie oduczy spóźniania się.

wtorek, 1 października 2013

213. wspomnienie... surówki?


Po sukcesie tego kremu owsianego nie mogłam go jeszcze raz nie zrobić. Czy dla Was też starte jabłko i marchewka kojarzy się z obiadową surówką z dzieciństwa? Którą bardzo lubiłam swoją drogą!

Ciężki tydzień przede mną - dziś kończy mi się zwolnienie i zaczynam znienawidzony wf - witaj szkoło do 15:30, a potem przede mną stos nauki z historii. Jutro ten sprawdzian, warsztaty (jak mam warsztaty to w gruncie rzeczy nie mam czasu by usiąść - tak było wczoraj), czwartek może i luźniejszy, ale muszę pozałatwiać trochę spraw, bo w piątek - od razu po szkole - jadę do domu. Bez sensu kompletnie, szczególnie, że w poniedziałek mam gigantyczne zaliczenie starożytności na fakultet z historii, no ale mam dużo prania, przyjaciółka ma wolny dom i zapraszała, no i stęskniłam się :)